W żadnym wypadku nie mam zamiaru obrażać takim określeniem mieszkańców jakiegokolwiek miejsca w naszym pięknym kraju!
Raczej określenie "wieśniacki" odnosi się do stylu bycia, a zapewniam, że z takim stylem bycia spotkałem się w bardzo wielu polskich wielkich miastach i miałem do czynienia z osobami wysoko postawionymi, które praktycznie w 100% reprezentowały taki styl bycia.
Tak jak napisałem w tytule tego posta życie pokierowało moją karierą w taki sposób, że w bardzo młodym wieku zostałem dyrektorem. Nawet powiem Ci, że osoba, która mnie na to stanowisko wprowadzała nie powiedziała mi o tym!!!
W związku z tym przyjąłem propozycję awansu, chociaż nie wiedziałem, że to awans i zająłem się pracą. W momencie otrzymania umowy dowiedziałem się, ze jestem zastępcą dyrektora! No strasznie. jak to młodzi i nie tylko mówią zajebiście, pomyślałem. Ale nie wiedziałem co z tym zrobić tak do końca. Życie mnie wyprzedzało i nie za bardzo nadążałem.
Nie wiem skąd wzięła się w ciągu kilkunastu miesięcy kolejna propozycja awansu. Teraz jednak wiedziałem, że to awans na dyrektora w mieście oddalonym od mojego ówczesnego miejsca zamieszkania o ok 250 km. Ponieważ dojrzałem odrobinę na zajmowanym stanowisku postanowiłem tym razem podjąć decyzje w pełni odpowiedzialnie. Doszedłem do oczywistego wniosku: odmowa. Nie byłem do tego przygotowany, nie czułem się na siłach zajmować tak odpowiedzialne stanowisko. Z drugiej strony pomyślałem tak: czy do diabła firma nie ma bardziej doświadczonych ludzi do mianowania na takie stanowiska? Nie miała...
Kolejna propozycja przyszła ok. pół roku później. To samo stanowisko, to samo miasto, ta sama firma. Ale propozycja już od kogoś innego. Wtedy pomyślałem, ze to jakieś przeznaczenie - teraz w to nie wierzę - ale wtedy byłem o tym przekonany...
Pojechałem tam, powalczyłem jako dyrektor siedem lat i... teraz jestem mieszkańcem tego miasta i niczego nie żałuję, chociaż trzy lata temu podziękowali mi za pracę w firmie, a moja była firma jest na skraju zapaści finansowej i pewnie niedługo zniknie z rynku. Nie ma w tym nic dziwnego, bo tak dzieje się z bardzo wieloma firmami, ale serce boli. Boli bo do głosu doszli ludzie, którzy z porządnej firmy zrobili szmatę do wycierania podłogi, w ramach dążenia do wspaniałych idei korporacji. Ech zapędziłem się...
Zajmując tak odpowiedzialne stanowisko musiałem wykonywać czynności zalecane przez swoich przełożonych. Często były to czynności zupełnie niezrozumiałe dla mnie i moich podwładnych, wpychające mój oddział w nieuzasadnione koszty. Nie zgadzałem się na dalsze pogrążanie mojej jednostki, więc skończyłem na bruku. Wielu moich przyjaciół z firmy spotkał podobny los.
Ale do rzeczy
Nie podnieca mnie już od dawna nazwa stanowiska, które zajmuję. Nie muszę mieć władzy, żeby czuć się w życiu spełnionym. Bardzo mnie rozbawiła chęć zostania pracownikiem obsługującym kasę w hipermarkecie przez mojego młodszego syna. Ale przecież nie jest ważne co się robi, co się sprzedaje, czemu służy. Ważne jest to, aby być szczęśliwym. Jeżeli któryś z moich synów będzie chciał być kasjerem lub listonoszem lub robić cokolwiek innego, to dla mnie najważniejsze będzie to, czy będzie z tym zawodem szczęśliwy, czy będzie się spełniał!
Nie chcę, aby mój syn był lekarzem, adwokatem czy księgowym - obrzydliwe!!! Moim marzeniem jest to, żeby mój syn (tak jak pisałem wcześniej mam na razie dwóch synków) był przede wszystkim szczęśliwy!!!
Dlatego też nie do przyjęcia wydaje mi się wszystko to, co wiąże się z korporacyjnym podejściem do życia firmy. W rzeczywistości korporacyjnej okazuje się, że bardzo ważne jest jakiego koloru jest ściana w naszym punkcie sprzedaży, a nie bardzo istotne jest to, jaką pracę wkłada w wynik firmy pracownik otoczony tymi ścianami. Nawet jak osiąga super wyniki, to nie oznacza, że powinien dostać za to jakąkolwiek nagrodę. PRZECIEŻ JUŻ ZA TO CI ZAPŁACILIŚMY!!!
Dlatego też wspaniałym uczuciem ogarnia mnie myśl bycia człowiekiem mlm! Dlaczego? Podam parę powodów. Otóż jeżeli chcę być prezesem to jestem. Drukuję odpowiednie wizytówki i... już. Jeżeli chcę mieć jakąś misję firmy to mogę sobie ją stworzyć i jej przestrzegać i... już. A najbardziej podoba mi się to w mlm, ze każda z osób, które weszły w struktury może być DYREKTOREM!!!
Spotkałem się niedawno z następującym stanowiskiem: muszę mieć porządną furę muszę pokazać, że stać mnie jeśli nie na wszystko, to na wiele, muszę pokazać, że jestem cwaniakiem, żeby mnie "ktoś kupił".
Doszedłem szybko do wniosku, że to wierutna bzdura. Nie można udawać, że jest się kimś innym i oczekiwać za to jakichkolwiek profitów. Nie wolno nikogo oszukiwać. Nie wolno kłamać i wprowadzać w błąd pod żadnym pozorem. To prowadzi donikąd, to fałszywa droga.
Uważam, że jeżeli nie stać Cię na rower, to chodzisz piechotą, jeżeli nie stać Cię na samochód to poruszasz się komunikacją miejską, jeżeli nie masz kasy na zagraniczny urlop spędzasz wczasy w Bieszczadach.
Natomiast każdy przerost formy nad treścią określam mianem "wieśniactwa". Kupuję furę, żeby zaimponować komukolwiek, chodzę z ramionami podniesionymi jakbym nosił arbuzy pod pachami, staram się mówić językiem mało zrozumiałym i chwalę sowimi znajomościami itp.
Nie tędy droga, ale z drugiej strony co to oznacza przerośnięta fura, jakieś zachowanie, czy stosowane zwroty? W jaki sposób określić granice "wieśniactwa"?
Sprawa jest prosta. Jak mnie stać na te wszystkie ekstrawagancje i jest to naturalne, że kupuję, bo po prostu mam za co, to nie ma żadnego niebezpieczeństwa zostania o to posądzonym. Jeżeli tak się zdarzy, to nie wpłynie to w zupełności na nasze samopoczucie, nie ma takiej możliwości, bo jesteśmy naturalni i mamy nieprzebraną ochotę do życia.
Dochodzę w tym momencie do następującego wniosku: żadna korporacja, czy mała, czy duża nie da nam pełnej wolności, nie da pełnej swobody oddychania czystym powietrzem szczęścia. Zawsze będzie ono zanieczyszczone wyziewami prymitywów (wieśniaków) z wielkimi brzuchami, którzy będą określali nasze miejsce w szeregu. Będą też kupowali nam wieśniackie fury i kazali pokazywać się "w towarzystwie" podobnych wieśniaków.
Chciałoby się zakrzyknąć:
Boże dzięki, żeś mnie wyzwolił z tego, że będę Ci dziękował za to, że chcę być wieśniakiem!!!
Ale co dalej?
Dalej coś, co daje pełną wolność, dalej coś co kocham...
I nawet jak zechcę, to zostanę wieśniakiem, kupię furę i... będę robił co zechcę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz