piątek, 30 września 2011

Nieodkryta dotąd nisza...

Im dłużej jestem obecny w Internecie, tym więcej się uczę. To nieustanny proces, który nigdy się nie skończy i to jedyny pewnik każdego ludzkiego działania, jeżeli się chce działać coraz szybciej i efektywniej.

Co jest jednak najważniejsze, co jest moją najsłabszą stroną, czego mogę się jeszcze dowiedzieć, w którą stronę należy się udać? W końcu: kogo w tym Internecie tak naprawdę słuchać, czyimi radami się kierować? Jeżeli spotykam się bardzo często z tym, ze np: dzisiaj produkt jest zupełnie nieważny, a jutro ta sama osoba - nomen omen - wzięty sprzedawca chemii spożywczej - twierdzi, że wręcz przeciwnie: produkt to podstawa?


Brnąc przez te wszystkie wspaniałe propozycje wszystkich internetowych guru, pokazujących dla polepszenia efektów sprzedaży nawet swoją własną rodzinę, albo zeznania podatkowe, może niedługo prześwietlenie klatki piersiowej, albo panoramiczne zdjęcie uzębienia dochodzę do wniosku, że wbrew wszystkim i wszystkiemu najlepszym rozwiązaniem byłoby szczere pokazanie siebie.

Bo jak się odnieść do tego? Ja mam swoją rodzinę mieszać ze sprzedażą, pokazywać swój PIT, czy zdjęcie uzębienia? To wszystko po to, żeby zwrócić na siebie uwagę i przyciągnąć kupujących?

Wszyscy dookoła mają doskonałe recepty na reklamowanie i sprzedawanie się w sieci. Coraz bardziej złożone narzędzia, zestawy słów, kombinacje zdań, wspaniałych grafik na stronach internetowych kuszą potencjalnych subskrybentów do zapisania się na listy lub do zapisania się do konkretnego mlm.

Przychodzi mi do głowy porównanie kulinarne. Potrawa jest już tak wymyślnie przyprawiona, a przyprawy tak egzotyczne i w takiej ilości, że nikt nie pamięta jak ta potrawa na początku smakowała.

Ja proponuję jednak proste smaki, bez niepotrzebnych pikantnych lub mniej pikantnych dodatków. Bez zaciemniania obrazu wspaniałymi wizjami przyszłości, która tak naprawdę nie istnieje. Jak już przełkniesz ten stek smakujący jak plastyk, bo okaże się, że tylko wspaniale wygląda, a tak naprawdę nie smakuje w ogóle.

Dzisiaj niszą okazuje się szczere powiedzenie prawdy o zarabianiu w mlm. Dziwi mnie, że są jeszcze tacy, którzy zaczynają od milionów, samochodów, egzotycznych wakacji itd. Nie ma nikt taki szans w rozmowie ze mną, gdy chce mnie przekonać do swojego biznesu.

Ja uważam, że należy wszystkim, którzy zamierzają pracować ze mną powiedzieć najzwyklejszą prawdę: w mlm zarabia się na początku mało, grosze. Mało tego przez pierwszych parę miesięcy trzeba do biznesu dokładać. I nie ma innej drogi. Każda inna jest drogą na skróty, prowadzącą do wioski Zabłędowo.

I to jest nisza, to jest szansa dla mnie. Pomyślisz: wariat, odstrasza ludzi od siebie...

Otóż nie! Bo nie potrzebuję tysięcznej organizacji, potrzebuje kilkunastu, maksymalnie kilkudziesięciu współpracowników, z którymi będę miał bezpośredni kontakt. I tyle.

Nie próbuj mówić językiem tych "sponsorów", którzy jedynie operują milionami. Zawsze zapytaj ich o narzędzia jakie otrzymasz do budowania swojego biznesu, o system szkoleń doskonalących umiejętności posługiwania się nimi, o zakres pomocy jaki dostaniesz po wejściu w biznes. I oczekuj konkretów, konkretnych dat, godzin, tematów, osób odpowiedzialnych za te działania.

Jeżeli tego nie znajdziesz to sobie daruj ten biznes, bo jeżeli tam wejdziesz będziesz musiał budować go sam. Jesteś na to gotowy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz